Sielski film Bergmana przeplatany zaledwie kilkoma scenami goryczy? Aż dziw bierze że ten obraz jest taki optymistyczny.I kiedy zbliża się finisz wygląda na to że zapłakana baletnica rozmawiająca z pajacem nie zdoła się już podnieść z psychicznego dołka..Połowa jej życia minęła bezpowrotnie a szansy że będzie lepiej raczej nie widać..Mimo wszystko całość zamyka się z nadzieją.
W zasadzie zgodzę się z Tobą, choć te kilka scen (a w sumie jedna) jest naprawdę potężnych i dających kopa tak "głównej bohaterce" jak i widzowi...
Mam takie dziwne wrażenie, że gdy patrzy się na filmy Bergmana przez
pryzmat czasu, w jakim powstawały, łatwo dostrzec tendencję narastania
ponurości i cynizmu.
Jak porównać dzieła typu "Letni sen", "Tam gdzie rosną poziomki" czy
"Siódma pieczęć" (Tak swoją drogą w całej trójce jest motyw poziomek, które
zawsze symbolizują u mistrza drobne, życiowe przyjemności) z "Personą",
"Gośćmi wieczerzy pańskiej" czy "Milczeniem", to łatwo można dostrzec
powolny proces zaniku nadziei oraz sympatii do świata i ludzi.
Wniosek z tego jeden - reżyserzy nie powinni się starzeć! :)
Czy w jakichś filmach jest jeszcze motyw poziomek? To już znak rozpoznawczy reżysera, czy tylko motyw tych trzech filmów?
Nie do końca się z tobą zgodzę. W "Fanny i Aleksander" na przykład, jednym z ostatnich filmów reżysera, z sympatią pokazuje on świat i ludzi.
Ja z kolei zakończenie odebrałem w nieco inny sposób, właśnie bardziej jako pełne cynizmu, goryczy i postanowienia życia z nią, brak woli walki. Główna bohaterka przyjęła do świadomości fakt, że nie jest w stanie zmienić już wiele w swoim życiu, jest za późno aby naprawić błędy. Pogodziła się z tym, że dziennikarz z którym się spotyka nie jest do końca odpowiednią dla niej osobą, w pewien sposób obniżyła oczekiwania wobec niego i nie widzę optymizmu czy nadziei a raczej zakończenie radosne tylko z pozoru, tak jak uśmiech osoby, w której oczach widać oswojenie się z cierpieniem i rozpaczą oraz przyjęcie tych uczuć jako stałej części reszty życia.